Dziś mijają dokładnie dwa tygodnie odkąd wjechałam na metę Rowerowego Maratonu Wisła1200. Emocje zdążyły już opaść, kontuzje są prawie wyleczone, a rower umyty. Mogę więc na spokojnie i „na chłodno” ocenić swój udział w tej imprezie oraz zdradzić potencjalnym, przyszłym Wiślakom co robić, a czego nie robić podczas wiślanej wyrypy.
WISŁA1200 – dzień 4
Dzień, który miał być ostatnim dniem mojej przygody na Wiśle to tak naprawdę jakieś 36 godzin jazdy rowerem przerywanej postojami na drzemki, jedzenie, odpoczynek i walkę z kryzysem oraz kontuzjami. Choć było to chyba najdłuższy dzień w moim życiu, postaram się streścić go do maksimum, wyciągając tylko najciekawsze momenty.
WISŁA1200 – dzień 3
Wisła dzień trzeci to po kolei: odnowione siły, wyczekany dojazd do stolicy, spotkanie ze świetnymi ludźmi, pomoc w wyznaczaniu objazdów, oddalający się Płock i w końcu, zakończenie dnia na stacji benzynowej. Dzień z najmniejszą liczbą kilometrów, ale za to spędzony na rozmowach, śmiechu i jedzeniu truskawek.
WISŁA1200 – dzień 2
Jak w skrócie określić drugi dzień moich zmagań w Rowerowym Maratonie WISŁA1200? Najprościej będzie powiedzieć: krew, pot i łzy. Dodajmy do tego upał, Wisłę, płyty betonowe, komary oraz ból i mamy szybkie podsumowanie.
WISŁA1200 – dzień 1
Ukończenie Rowerowego Maratonu WISŁA1200. Pokonanie ponad 1173 km wzdłuż najdłuższej rzeki w kraju. Przejechanie całej Polski z południa na północ po wałach, błotach, piaskach i łąkach. Wyczyn czy głupota? Dziś, po prawie tygodniu od ukończenia tego maratonu, skłaniam się ku wersji, że to jednak był wyczyn. I głupota.
Przygotowania
Ostatnie dni przed startem Rowerowego Maratonu Wisła 1200. Czas rozpocząć przygotowania!
O Wiśle1200
WISŁA1200 – najdłuższy maraton rowerowy w Polsce, którego trasa prowadzi po asfaltach, szutrach, łąkach, ścieżkach leśnych i wałach, a wszystko to w towarzystwie najdłuższej polskiej rzeki – Wisły.