Jura – dzień drugi


Poranek w Złotym Potoku przywitał nas mgłą i ciszą. Zakładanie wilgotnych ubrań nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, ale udało nam się w miarę szybko złożyć namiot, zapakować bagaże na rowery i wjechać na Rowerowy Szlak Orlich Gniazd.
Złoty Potok, w którym znajdują się Pałac Raczyńskich, Dworek Krasińskich, Staw Amerykan oraz wspomniana w poprzednim wpisie Pstrągarnia to drugi przystanek na szlaku. Jego początek znajduje się w Częstochowie przy dworcu PKP, a pierwszą atrakcją jest zamek w Olsztynie. My z czerwonymi oznaczeniami szlaku spotykamy się dopiero w okolicach 35 km i leśną ścieżką trafiamy prosto do jaskini o nazwie Grota Niedźwiedzia.

Bez bicia przyznaję, że dość szybko cel naszej wycieczki przybrał charakter czysto sportowy i zamiar zwiedzenia oraz zobaczenia wszystkich atrakcji szlaku przegrał z chęcią „umordowania się” pod górę, szybkich zjazdów w dół i dojechania do kolejnego punktu. Dlatego jeśli chcielibyście poczytać o bogactwach jednego z najstarszych szlaków rowerowych w Polsce, odsyłam do oficjalnej strony: Orle Gniazda. Ja z kolei chętnie podzielę się technicznymi wrażeniami z jazdy „czerwoną trasą” oraz widoczkami, które towarzyszyły nam po drodze.

Generalnie przez pierwsze 2/3 trasy byliśmy naprawdę mile zaskoczeni tym, jak wytyczony jest szlak. Przebiegając głównie równiutkimi asfaltami przez lasy i łąki, prowadził nas po malowniczych pagórkach od zamku do zamku. Nawet szutrowe i piaszczyste fragmenty oraz sztywne i krótkie podjazdy, które dawały nam popalić nie zmieniły naszego pozytywnego nastawienia.
Z turystycznego punktu widzenia, dużym plusem szlaku są poustawiane co jakiś czas miejsca biwakowe, a jego bardzo dobre oznakowanie sprawia, że naprawdę trzeba się postarać by z niego zjechać.

Nasze pozytywne nastawienie zaczęło się chwiać dopiero za miejscowością Golczowice, kiedy to szlak z drogi asfaltowej odbił na drogę leśną, która prowadziła pod górę i była kombinacją piachu, błota, kamieni i korzeni. Naprawdę nie mieliśmy nic przeciwko podjazdom, ani przeciwko leśnym ścieżkom, ani nawet kamieniom, ale pomieszanie tego wszystkiego w jedno, na naprawdę długim odcinku sprawiło, że na nasze usta non stop cisnęły się niecenzurowane słowa, a w myślach pojawiały marzenia o rzucaniu rowerem o skałę (na szczęście żadnej akurat tam nie było).
Teren, w który wjechaliśmy był świetną trasą na kolarską wyrypę, ale niekoniecznie na przejazd rowerami przełajowymi z bagażami, na oponkach o szerokości 42 mm i świadomością, że do domu jest jeszcze jakieś trzysta kilometrów.

Chciałabym powiedzieć, że sytuacja poprawiła się po dojechaniu do Olkusza, ale trasa za nim też nie należała do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych. Na szczęście nieco siły dodała nam pizza zjedzona na Olkuskim Starym Mieście i chociaż mieliśmy dość, nogi dały radę pojechać jeszcze kawałek po polnych singlach wzdłuż lasu i piaszczystych drogach leśnych.

Tak, jak nie chcieliśmy zaczynać szlaku w Częstochowie, tak samo nie chcieliśmy kończyć go w Krakowie, dlatego też planowaliśmy rozstać się z nim w okolicach lotniska Balice. Niestety stan szlaku w lesie przy zjeździe z Bukowej Góry do miejscowości Kamyk (połamane drzewa i gałęzie oraz grząski piasek) sprawił, że już w tym miejscu znaleźliśmy najkrótszą drogę wyjazdową z lasu i skierowaliśmy się nad zalew Kryspinów, gdzie miało czekać na nas otwarte pole namiotowe.

Mimo małych niedogodności i momentami ciężkiego terenu, jak najbardziej polecamy Rowerowy Szlak Orlich Gniazd. Dodamy tutaj tylko małe „ale”. Polecamy, ale:
– lepiej bez bagażu,
– lepiej na góralu albo chociaż na szerszych oponach z bardziej terenowym bieżnikiem,
– lepiej na spokojnie zaplanować go sobie na dwa dni żeby bez obaw starczyło czasu na zwiedzanie, odpoczynek i podziwianie widoczków. 🙂

Kilometry, statystyki i nasz ślad znajdziecie tutaj:

Tags: