Bikepacking – Jura
Pomysł czterodniowego wypadu w długi czerwcowy weekend nie był spontaniczny. Był on częścią przygotowań do zbliżającej się wielkimi krokami WISŁY1200. W końcu jakieś kilometry przed tym maratonikiem trzeba wyjeździć, a i sprzęt musi być odpowiednio przetestowany. Problem polegał jedynie na tym, że Mikołaj nie bierze udziału w Wiśle i tylko ja skompletowałam sobie sprzęt do bikepackingu. Z bagażami, które miał wieść On, musieliśmy improwizować. 🙂
W zasadzie nie wiem dlaczego zdecydowaliśmy się na spanie pod namiotem zamiast wynająć noclegi. Pomysł ten przyszedł nam do głowy w zupełnie naturalny sposób i nie zastanawialiśmy się specjalnie, czy inaczej nie byłoby łatwiej. Może chcieliśmy mieć świadomość, że jesteśmy niezależni od niczego i w każdej chwili, w każdym miejscu możemy rozbić namiot i zakończyć jazdę? Może pieniądze za noclegi woleliśmy przeznaczyć na pizzę i lody? A może po prostu spanie pod namiotem kojarzy nam się z urlopem i wakacjami? Nieważne. Nie żałujemy! 🙂
Zamiar nocowania w namiocie stworzył nam jednak jeden mały problem – trzeba go jakoś wieść na przełaju, a razem z nim dwie karimaty i śpiwory.
Nie chcieliśmy na szybko kupować drugiego zestawu toreb do bikepackingu, dlatego zdecydowaliśmy, że wystarczy nam bagażnik montowany na sztycy, na który jakoś zapakujemy namiot i karimaty. Zdecydowaliśmy się na znaną nam markę Sport Arsenal i model o nośności do 7 kg. Wydawało nam się, że nasz namiot jest dużo lżejszy… Jednak podczas pakowania okazało się, że namiot waży 6,7 kg, do tego dwie karimaty i fakt, że sztyca ma kształt litery D, jest cienka i aluminiowa. To wszystko zwiastowało, że może być różnie na dziurach…
Dodatkowo na kierownicy zrobiliśmy prowizoryczną „sakwę”. Jeden ze śpiworów owinęliśmy w folię oraz materiał przeciwdeszczowy od starych sakw i gumami rowerowymi przywiązaliśmy go pod kierownicą. Przy okazji znalazło się tam miejsce na pompkę i izolację (warto mieć, naprawi wszystko).
Efekt końcowy? Mimo zjazdów po dziurach i kamieniach na szlaku Orlich Gniazd, wszystko przetrwało. Co więcej, na bagażniku mogliśmy bez problemu suszyć skarpetki podczas jazdy. 🙂
A co z resztą bagażu? Rozmieściliśmy to tak:
– Torba na kierownicy:
– dwie kurtki przeciwdeszczowe
– dwa t-shirty
– dwie pary spodenek zwykłych
– dwie pary skarpetek na zmianę
– dwa razy długie termo góra i dół (to było niepotrzebne)
– Torba pod siodłem:
– śpiwór nr 2
– dwa ręczniki z mikrofibry
– spodenki rowerowe na zmianę
– Torba pod ramą:
– powerbank, ładowarka, kabelki
– podstawowe kosmetyki
– szczotka do włosów
– lampeczki
– podstawowe narzędzia
– plastikowe sztućce 3w1
– kosmetyki mniej podstawowe – kremik do rąk i na otarcia
– szmaciany plecak na zakupy
– chusteczki nawilżane
Czy czegoś mogliśmy nie brać?
Tak, ciuchów termoaktywnych, bo noce były naprawdę ciepłe i sztućców, bo kolacje jadaliśmy zwykle w drodze, a na śniadania kupowaliśmy drożdżówki.
Czy czegoś nam brakowało?
Tak, kostiumów kąpielowych/kąpielówek oraz ciuchów kolarskich na zmianę (cztery dni w upale zrobiły swoje…).