Tylko trzy dni wolnego, opady zapowiadane dla całej Polski, częściowy lockdown kraju i nieodparta chęć aktywnego spędzenia weekendu. Gdzie w takiej sytuacji można wyjechać? Gdzie uciec na te kilka dni jesiennego urlopu?
Najlepiej tam gdzie jest blisko, gdzie są ciekawe trasy rowerowe i gdzie, jak zapewniają lokalsi, nie pada, choćby nawet i lało po drugiej stronie rzeki. Nie byle jakiej zresztą rzeki, bo mówimy o Wiśle. I o Kazimierzu Dolnym.

Cel – weekendowy wypad z rowerami!

Po niemalże dwóch miesiącach od ostatniego wyjazdu, apetyt na jakikolwiek wypad mocno nam się zaostrzył. Jeżdżąc rowerami po okolicznych lasach i obserwując piękną, złotą jesień, nabraliśmy przeogromnej ochoty by skorzystać z, być może ostatniego, tak pięknie kolorowego krajobrazu w tym roku. Niezniechęceni sytuacją w kraju – strajkami i pandemią, zaczęliśmy uważnie obserwować pogodę, wstrzymując się z jakąkolwiek rezerwacją noclegu.

Pierwotnie, chcieliśmy pojeździć rowerami wokół berlińskich jezior, ale obowiązek kwarantanny przy wjeździe do Niemiec skutecznie wybił nam ten pomysł z głowy. Kolejnym pomysłem był Szczyrk i Wisła, jednak prognozowane opady deszczu na cały weekend, również nie zachęcały do podróży. Problem w tym, że pogodowa mapa Polski zapowiadała deszcz dla całego kraju, z wyjątkiem wschodu. Ok, w końcu pojedziemy w Bieszczady! Tylko, że przy trzech wolnych dniach, większość spędzimy w podróży. To samo, jeśli chodzi o Mazury. No dobra, to skoro nie góry, nie morze, nie jeziora, to czemu nie Wisła? Kazimierz Dolny! Tam ma nie padać!

Faktycznie, od piątku rano nie padało. Inaczej miała się jednak sytuacja w czwartek wieczorem, gdy dotarliśmy na miejsce. Deszcz padał bezlitośnie i wiedzieliśmy już, że jazda po lesie pełnym mokrych liści będzie świetnym sprawdzianem dla naszych umiejętności technicznych, ale o tym za chwilę.

Naszym planem na Kazimierz były oczywiście wąwozy, spacer po starówce, rowerowa wycieczka wzdłuż Wisły oraz odwiedzenie Zamku w Janowcu. Dzień przed wyjazdem, na szybko wyszukałam kilka ciekawszych tras rowerowych, nieco je zmodyfikowałam, uwzględniając fragmenty z maratonu Wisła1200, który prowadził przez Kazimierz Dolny, i w piątek po śniadaniu byliśmy w pełni gotowi na podbój nowych terenów.

Dzień pierwszy – wąwozy

Po szybkim przejechaniu przez prawie wymarłą Starówkę, rozpoczęliśmy podjazd po kocich łbach, ulicą Zamkową. Podczas Wisły1200 na tym fragmencie trasy poddałam się i idąc, wpychałam rower na górę. Tym razem, z moją „barankową” kierownicą, podskakującą na wielkich kamieniach, wjechałam do końca. Tak, wiem, nie miałam bagażu i zjechanych nóg, ale podjechanie niepodjechanego zawsze cieszy.

Porządnie rozgrzani po tym krótkim wstępie, byliśmy gotowi do eksploracji wąwozów. Pierwszy z nich, choć zaczął się dość łagodnie, ucieszył nas i zaskoczył (nie prześledziliśmy wybranej trasy zbyt dokładnie). Zanim więc pozwoliliśmy sobie na szybki zjazd, musieliśmy, oczywiście, uwiecznić ten wytwór przyrody na zdjęciach. Później okazało się, że był on niczym, w porównaniu do pozostałych wąwozów. Tak, czy siak, nam już się podobało!

Zanim opowiem o dalszej części trasy, wspomnę słów kilka o samych wąwozach, bo są one czymś rzadko spotykanym nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Dlaczego powstały akurat tutaj? Bo tutaj płynie Wisła. Woda spływa do niej pod stromych stokach, które są w tym regionie wyjątkowe – lessowe. Less, to skała osadowa, która została przywiana na tutejsze tereny 30-15 tys. lat temu. Jest to rodzaj skały, który będąc wilgotnym jest bardzo podatny na erozję wodną, z kolei suchy, potrafi zachować uformowane, pionowe ściany. Kształtowanie wąwozów zależne jest od rozwoju rolnictwa na danym terenie. Choć pierwsze powstały nawet 6-5 tys. lat temu, to ich gwałtowny rozwój nastąpił w XVI-XVII w. Wtedy właśnie zaczęto masowo uprawiać zboże i tworzyć sieć dróg gruntowych. Woda zbierająca się na drogach, spływała po stromych zboczach, dając początek wąwozom.

Po przejechaniu przez pierwszy wąwóz, nawigacja skierowała nas w kierunku północno-wschodnim, do Kazimierskiego Parku Krajobrazowego. Oczywiście, nie dojechaliśmy do niego drogą, lecz kolejnym wąwozem, nieco mniej wyżłobionym, ale nie mniej ciekawym. To właśnie w nim poznaliśmy właściwości jakie posiada mokry less – jest śliski niczym mokra glina. Koła uciekały nam na każdej nierówności, a te z kolei, były starannie ukryte pod kolorowymi, również mokrymi, liśćmi. Zabawa przednia, zwłaszcza na przełaju i oponach z bieżnikiem bardziej wyprawowym, niż terenowym.

Wspominałam już, że niezbyt dokładnie prześledziliśmy wybraną trasę? Zemściło się to na nas już w Bochotnicy. Wąwóz, przez który poprowadził nas GPS, dosłownie, nie nadawał się do jazdy rowerem. Być może kilka lat temu było inaczej, ale teraz ten fragment służy chyba wyłącznie do rajdów off-roadowych. Koleiny po pas, woda po kolana po nocnych opadach deszczu i błoto, mnóstwo błota. Chociaż tego fragmentu nie polecam, bo połowę pętli trzeba zwyczajnie przejść, to druga jej część – zjazd wąwozem – jest „ciekawa”. Mówiąc ciekawa, mam oczywiście na myśli ślizganie się po liściach, błocie, konarach drzew i koleinach 😀

Dalsza część wycieczki to powrót do tych bardziej cywilizowanych wąwozów. Niektóre z nich są nawet wybetonowane, co przy pokrywie mokro-liściastej też może być zdradliwe dla rozpędzonych rowerzystów. 😉 Tutaj wspomnę, że my byliśmy we wszystkich tych wąwozach w godzinach południowych, w piątek, jesienią, przy zimnej i raczej ponurej atmosferze, w dodatku podczas pandemii. Nie wiem, jak z zatłoczeniem w wakacje, czy też długie weekendy, ale na wszelki wypadek radzę nie przesadzać z prędkością. Gdzieniegdzie bywa naprawdę szybko, a nigdy nie wiadomo co dzieje się za zakrętem. 😉

Wśród bardziej cywilizowanych wąwozów przejeżdżaliśmy także przez te bardziej popularne, jak Korzeniowy Dół, Wąwóz na Niezabitowskich, czy Kwaskowa Góra. Czasem zjeżdżaliśmy nimi w dół, balansując na nierównościach, a czasem powoli pięliśmy się w górę, walcząc ze ślizgającym się w miejscu kołem. Oprócz lessowych „tuneli” przejeżdżaliśmy również przez hektary sadów. Z podziwem patrzyliśmy na drzewa pełne czerwonych jabłek, widok tak odmienny od naszych centralnych pól zbożowych. Jesień to zdecydowanie najlepsza pora na odwiedziny w Kazimierzu Dolnym.

Dzień drugi – Wisła i sady

Oczarowani regionem po pierwszym dniu, na sobotę wybraliśmy krótszą trasę, uwzględniającą ciekawy fragment, którym jechałam podczas Wisły1200. Chcieliśmy też podjechać do Zamku w Janowcu, ale tego planu nie udało nam się zrealizować.

Ucieszeni przebłyskami słońca, tuż po śniadaniu wskoczyliśmy w rowerowe ciuszki i gotowi do jazdy, wyciągnęliśmy rowery. Patrząc na ich stan, zastanawialiśmy się, czy dadzą radę przetrwać jeszcze jeden dzień. Otóż, po piątkowej jeździe okazało się, że w Kazimierzu Dolnym nie ma myjki bezdotykowej. Błoto, które oblepiło nam każdy fragment rowerów, zaschło, tworząc pancerną skorupę. No trudno, przecież i tak miały się znów ubrudzić. Żeby było ciekawiej, sobotnią jazdę rozpoczęliśmy od podjazdu do kazimierskiego cmentarza i Wąwozu Śmierci, który przechodzi przez sam jego środek.

Wbrew naszym oczekiwaniom, kolejny, długi odcinek trasy prowadził po płytach betonowych, asfalcie i ubitej drodze gruntowe. Mogliśmy więc spokojnie i bez niespodzianek jechać przed siebie, podziwiając hektary mijanych sadów i kilogramy wiszących na drzewach jabłek. Tego dnia, to właśnie jabłonie towarzyszyły nam najczęściej, doprowadzając nas do jednego z najpiękniejszych punktów widokowych w Polsce – Skarpy Dobrskiej.

Fragment między Podgórzem, a Mięćmierzem był mglistym wspomnieniem Wisły1200. Prawdziwie mglistym, bo wówczas jechałam tu w upale, droga była sucha i żółta, a ja już mocno zmęczona po prostu jechałam przed siebie, z niepokojem patrząc na podjazd, który mnie czekał. Tym razem, droga była ciemna, błotnista i ślizga. Koła uciekały we wszystkie strony i jazda przypominała bardziej drift niż posuwanie się do przodu. Podjazd widoczny w oddali nie przerażał już nachyleniem, lecz wątpliwą nawierzchnią…

Ciekawe, czy ktokolwiek z Wiślaków zauważył, że tam w tle widać było Zamek w Janowcu…? 😀

Po szybkim zjeździe aż do samej Wisły, przystanęliśmy na chwilę na jej brzegu, ciesząc się niebieskim niebem i słońcem. Jako ciekawostkę wspomnę, że w miejscu, w którym się zatrzymaliśmy znajdują się stare łódki i kamień upamiętniający pomoc tutejszych mieszkańców w ratowaniu cennych arrasów wawelskich w 1939 roku.

Ścieżką wzdłuż rzeki udaliśmy się w stronę przeprawy promowej Janowiec. To właśnie nią mieliśmy dostać się na drugi brzeg Wisły, by dalej dojechać do zamku. Niestety okazało się, że przeprawa promowa, wcześniej niż zwykle, zakończyła swoją działalność na rok 2020.

No cóż, Zamek w Janowcu musieliśmy odpuścić. Zamiast tego, zdecydowaliśmy się pojechać na Rynek i raz jeszcze podjechać ulicą Zamkową tylko po to, by za chwilę zjechać. Nie był to jednak byle jaki zjazd, bo prowadził ścieżką dydaktyczną, którą przebiegała również trasa Wisły1200. Fragment ten dość mocno wyrył mi się głowie, bo po podjechaniu/podejściu ulicą Zamkową, liczyłam na nagrodę w postaci zjazdu. Niestety, nagrody nie było, bo zjazd prowadził ścieżką, po której zostały przewalone drzewa, połamane płyty betonowe, kamienie i wyżłobiona przez wodę koleina/strumyk. Sprawdzając historię tej ścieżki dydaktycznej, można dowiedzieć się, że dawniej próbowano poprowadzić nią drogę przejazdową. Proces tworzenia się wąwozu jednak mocno zadziałał i droga przestała istnieć.

Sobotnie jeżdżenie zakończyliśmy przejażdżką wałem wiślanym do Bochotnicy, gdzie znaleźliśmy upragnioną myjkę i nasze rowery znów zaczęły wyglądać jak rowery, a nie czołgi. Z uśmiechami na twarzach, lekko zmęczeni i przemarznięci wracaliśmy do pensjonatu, podziwiając królową polskich rzek. Chyba już zawsze będę na nią patrzyć z pewnym sentymentem i tęsknotą. 🙂

Nasze ślady

Poniżej zostawiam ślady tras, które przejechaliśmy. Przypominam tylko, że fragment, będący trójkątem pomiędzy Bochotnicą, Węgierzcem i Skowieszynkiem jest w nieprzejezdny na długości około kilometra (mniej więcej między 8 a 9 km trasy).

Pętla wąwozów:


Pętla sadów, Wisły i myjni w Bochotnicy:



Tags:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *