WISŁA1200 – PODSUMOWANIE

Dziś mijają dokładnie dwa tygodnie odkąd wjechałam na metę Rowerowego Maratonu Wisła1200. Emocje zdążyły już opaść, kontuzje są prawie wyleczone, a rower umyty. Mogę więc na spokojnie i „na chłodno” ocenić swój udział w tej imprezie oraz zdradzić potencjalnym, przyszłym Wiślakom co robić, a czego nie robić podczas wiślanej wyrypy.

Moim realnym założeniem na Wisłę1200 było zmieszczenie się w czasie 120 godzin, optymistycznym, w czasie 100 godzin. Niewiele brakowało, by zrealizować oba założenia, bo trasę maratonu przejechałam w 105 godzin i 56 minut, co uważam za świetny wynik, jak na mój pierwszy ultramaraton. Czy mógł być on jednak lepszy? Czy są rzeczy, które mogłam zmienić lub poprawić? Jest ich całe mnóstwo, a najważniejsze wypunktowałam poniżej.

– Przy celu zejścia poniżej 120 godzin, nie ma sensu brać jakiegokolwiek sprzętu biwakowego. On nie tylko waży, ale też zjada czas. Ja miałam zamiar spać w hamaku i próba rozwieszenia go w nocy wraz z siatką na komary zjadła mi jakąś godzinę, wliczając ponowne pakowanie go do sakwy. Z samego śpiwora też bym zrezygnowała, bo bez karimaty/materaca i tak nie będzie w nim wygodnie, a ciepełko możemy mieć dzięki samej folii NRC.

– Spanie jest ważne! Można nie spać pierwszą noc, ale drugą, trzecią i kolejne już bym poleciła, najlepiej korzystając z prawdziwego noclegu. Ja żałuję, że tego nie zrobiłam, trzeciego dnia złudnie nie czułam takiej potrzeby i to mściło się cały czwarty i piąty dzień. W dodatku wydaje mi się, że te kilka godzin spania w łóżku zapobiegłoby mojej kontuzji z opadaniem głowy. Dodajmy do tego możliwość podładowania elektroniki, wzięcie prysznica i jesteśmy w bajce i nie tracimy czasu na krótkie drzemkowe postoje. 😉

– Rzeczy, których nie miałam, a chciałabym mieć to wodoodporne ochraniacze na buty – przydatne podczas jazdy w mokrej trawie oraz naprawdę dobre oświetlenie, bo jazda w nocy może nam wpaść nawet wtedy, gdy tego nie planujemy. Zależnie od pogody, zabrałabym też chyba rękawiczki z długimi palcami, bo temperatura o poranku potrafiła spaść w okolice 12 stopni, a przy wiejącym w twarz wietrze, robiło się naprawdę nieprzyjemnie.

– Polecam też napełniać bidony już wtedy, kiedy jeden z nich będzie pusty, zamiast czekać aż oba się opróżnią. Zdarzały się fragmenty, kiedy sklepu nie było na naprawdę długich odcinkach, a nie ma co liczyć, że nagle na wale woda spadnie nam z nieba. No chyba, że ktoś zrobi PIT STOP. 🙂

– Wiele osób mówi o lemondce, ale mimo mojego problemu ze zdrętwiałymi palcami, nie wiem czy mając ją, używałabym jej. Nie jeżdżę z lemondką na co dzień, więc nie jestem do niej przyzwyczajona, ale może na tych kilku asfaltowych fragmentach faktycznie by się przydała. Na pewno trzeba mieć dobre rękawiczki i co najmniej, podwójną owijkę!

– Na odcinki w krzakach i chaszczach warto jest założyć nogawki, a może i nawet rękawki. Nogi po takim biczowaniu nie wyglądają najlepiej, po co sobie dokładać. 😉

– Fajnym rozwiązaniem jest posiadanie czegoś dobrego do podjadania. Ja miałam cukierki owocowe i były nieocenione przy długiej jeździe po wałach. 🙂

– I teraz ważna rada – nastawcie się na najgorsze! 😀

A jakie są moje odczucia po Wiśle1200? Im więcej czasu od jej ukończenia mija, tym są lepsze. W trakcie trwania maratonu klęłam i byłam pewna, że nigdy więcej nie wezmę w tym udziału. Nie podobało mi się dużo fragmentów trasy, irytowała jazda po trawie. Jasne, że wiedziałam na co się pisze, ale co innego siedzieć w domu i oglądać zdjęcia z poprzednich edycji, a co innego przeżyć to na własnej skórze. Z czasem jednak odcinki w błocie przestały denerwować, pokrzywy przestały parzyć, a jazda z towarzystwem, które przeżywało te samo katusze, stała się bardziej znośna. I gdyby nie moje kontuzje, których trochę się nazbierało, może nawet zmieniłabym nastawienie już trzeciego dnia i jechała z przyjemnością i radosnym oczekiwaniem na kolejne przygody. (Da się tak w ogóle?)

Dziś, z każdym kolejnym dniem, coraz mniej pamiętam o bólu i tych gorszych momentach, których jednak było całkiem sporo. Kiedy wracałam samochodem z nad morza i mijałam drogowskazy z nazwami miejscowości, przez które przejechałam rowerem, zaczęłam doceniać to, co zrobiłam. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że przejechałam rowerem przez całą Polskę. Dopiero wtedy zaczęłam przypominać sobie te piękne wschody i zachody słońca nad Wisłą, te soczyście zielone wały i łąki oraz te urocze polskie Starówki, przez które przejeżdżaliśmy. I wiecie co? Nie należę do patriotów i ciągnie mnie za granicę, ale muszę przyznać, że ładna ta nasza Polska. 🙂

Czy pojadę za rok? Tego nie wiem. Swojego wyczynu już dokonałam i jeśli miałabym jechać drugi raz to pewnie tylko z zamiarem ataku na jakiś lepszy wynik. Ale nie mówię nie. Atmosfera wokół tej imprezy jest niesamowita: dopingujące nas obce osoby na trasie, ludzie, którzy bezinteresownie organizują PIT STOPY, tkwiąc na tych wałach godzinami, czasem w pełnym słońcu, znajomi i rodzina, którzy z zapałem śledzą nasze kropki, wysyłając nam wiadomości otuchy i wsparcia. To wszystko wciąga i zostaje w pamięci na bardzo długo, jeśli nie na zawsze.

I właśnie tym wszystkim osobom pragnę podziękować. Wszystkim kibicom spotkanym na trasie, wszystkim znajomym i rodzinie, którzy dniami i nocami śledzili moją kropkę, dopingując mnie i wysyłając przy tym mnóstwo słów wsparcia. Te słowa bardzo mi się przydały i pomogły! 🙂 Dziękuję współtowarzyszom, z którymi krócej lub dłużej miałam przyjemność jechać, zwłaszcza Leszkowi i Piotrkowi. Bez Piotrka chyba nie dojechałabym do tej mety. 😉 Dziękuję też Mikołajowi, który zawiózł mnie na start, jako żywą osobę, a z Gdańska odebrał zwłoki, a także Sklepom Rowerowym ALPINA, w których w ostatniej chwili naprawili mi rower. Dodam, że nic mi się w nim nie zepsuło!

Wszystkim łowcą przygód i rowerowym masochistom gorąco polecam udział w Rowerowym Maratonie WISŁA1200!

Najlepsza trójka WISŁY1200 2020 wśród Pań:
– Magdalena Łączak – 92 h 25 min
– Sylwia Gajdka – 105 h 56 min
– Katarzyna Jacek – 107 h 23 min

Najlepsza trójka WISŁY1200 2020 wśród Panów:
– Radosław Gołębiewski – 59 h 56 min
– Jarosław Kołodziejczyk – 67 h 4 min
– Wojciech Hoffman – 68 h 40 min

W trzeciej edycji WISŁY1200 wystartowało 397 uczestników, a do mety w limicie 200 godzin dojechało nas 305, w tym 17 kobiet.

Wstępne wyniki znaleźć można tutaj:
https://docs.google.com/spreadsheets/d/1lJhIkrPyKreDu9ijBL3p2gY–KlLZmnm1XEeTxIcIXo/edit?fbclid=IwAR3a3mUQck3feYfVfY3ubXOCLFTfGWpk14NdVnmZ6rCoYULoU0hqMl_n0wM#gid=0